niedziela, 11 sierpnia 2013

"Ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym"

Na fali popularności trylogii o Christianie Greyu i jego pięcdziesięciu odcieniach popieprzenia wypłynęły utwory literackie o "lekkim zabarwieniu erotycznym". Ale nie zapominajmy o tym, co jest przyczyną tego szału. A są to stare, dobre harlequiny. To właśnie im chcę poświęcic ten post.

Na początku zaprzeczę stereotypowi, że harlequiny to powieści erotyczne, płytkie i puste. Dobrze, miłośc emocjonalna i fizyczna jest bardzo ważnym elementem fabuły tego typu utworów, ale jej opisy nie wypełniają całości harlequinów. Bardzo mocno zarysowane opisy i motywacje psychologiczne postaci sprawiają, że te- trochę boli mnie moje polonistyczne serce, ale niech będzie- powieści można określic mianem literatury behawiorystycznej. Może to stwierdzenie jest naciągane (przyznaję się bez bicia- nawet mocno), ale sensowne. Wiele cech bohaterów poznajemy właśnie w oparciu o obserwację ich zachowań. Dlatego trzeba zaprzeczyc stwierdzeniu, że jest to literatura pusta i płytka. Harlequiny są wyśmiewane, nigdy nie traktowano ich jak literatury. Z jedną rzeczą mogę się zgodzic- nie mogę sprzeciwiac się mojemu sumieniu studentki filologii polskiej- nie są to utwory zbyt ambitne, nie są pisane specjalnie wyrafinowanym stylem. No dobrze, ale czy każdy literat musi byc J.Joyce'm, a każda książka "Ullissesem"? No właśnie. Nie mówię, że mamy obłożyc się harlequinami, a literaturę wyższych lotów odrzucic, zakopac, spalic. Mnie na przykład nikt nie wyleczy z miłości do Mistrza i Małgorzaty, Makbeta, Hamleta, Eugeniusza Oniegina, ale do harlequinów zajrzec lubię.

W tym poście chcę poruszyc jeszcze jeden problem. Skąd wzięła się popularnośc harlequinów, Grey'a i literatury greyopodobnej? Czy wszyscy jesteśmy rozbuchani erotycznie?! Nie. Tu chodzi- przynajmniej moim rudym zdaniem- o coś znacznie więcej. Jesteśmy strasznie samotnym pokoleniem. Niby żyjemy w tłumie, mamy rodziny, przyjaciół, znajomych, partnerów, ale tak naprawdę jesteśmy sami. Wszyscy gnamy, biegniemy, próbujemy dogonic. Co? A bo to ja wiem... No i właśnie w tej niezdefiniowanej gonitwie jesteśmy szalenie samotni. A za czym tęsknią ci, którzy są samotni? Za miłością. No i właśnie tej miłości szukają w Greyu, utworach greyopodobnych czy harlequinach. A biorąc pod uwagę fakt, że są to utwory "lżejsze", to zapewniają także rozrywkę intelektualną :)

Przyszedł czas na podsumowanie i wnioski.Nie odsądzajmy harlequinów od czci i wiary. Nie jest to literatura najwyższych lotów, ale nie jest równocześnie pusta czy płytka. Zapewniają relaks i odskocznię od problemów dnia codziennego. Dają nadzieję na to, że każda historia miłosna może miec szczęśliwe zakończenie. A to chyba ważne, prawda? :)





To byłoby na tyle. Stwierdziłam, że sobie samej zrobię odskocznię od cyklu ubraniowego i opublikuję coś z mojego polonistycznego podwórka. Jestem bardzo ciekawa co myślicie na temat harlequinów. Zdarza Wam się je czytac? Bo ja tam lubię do nich zajrzec. Czasem. A może trochę częściej niż czasem ;) A Wy co myślicie na ich temat? Czekam na Wasze komentarze i opinie.

Pozdrawiam na rudo
RM
(wciąż uwielbiająca Szekspira, Puszkina i Bułhakowa- to się nigdy nie zmieni. W końcu Życie jest tylko przechodnim półcieniem...).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz jest dla mnie bardzo cenny- zostaw ślad i podziel się ze mną swoją opinią i spostrzeżeniami :)