poniedziałek, 30 grudnia 2013

Podsumowanie roku 2013

Końcówka roku jest takim czasem, że zastanawiamy się, co nam w ciągu minionych 12 miesięcy udało, a co mogliśmy zrobic lepiej. Mnie też dopadła taka refleksja, a jakie są jej wyniki?

Uważam, że rok 2013 jest przełomowym rokiem w moim życiu. Zaczęłam pracowac w Mary Kay, co całkowicie zmieniło moje podejście do pielęgnacji skory i makijażu. Bardzo mocno rozwinęłam się w tym temacie, poszerzyłam swoją wiedzę. Zmieniłam się wizualnie- inaczej się maluję, ponieważ wiem jak to robic, żeby wyglądac jak najlepiej. Częścią pracy w Mary Kay (częścią zasadniczą) są spotkania pielęgnacyjne z klientkami. Są one niezwykłe- nigdy nie wiem, co się wydarzy, czym klientka mnie zaskoczy, a czym ja mogę zaskoczyc klientkę. Wspaniałe jest to, jak panie, które nigdy się nie malują, wychodzą ze spotkania makijażowego umalowane przeze mnie, a ich twarze rozświetlają wspaniałe uśmiechy. To jest w mojej pracy najpiękniejsze.

Zostańmy w temacie pracy.

Zaczęłam udzielac korepetycji z języka polskiego pewnemu obcokrajowcowi. To też jest niezwykle rozwijające zajęcie- muszę przeskakiwac z języka angielskiego na język polski i odwrotnie. Jest to bardzo ciekawe i rozwijające. Poza tym jest to dla mnie praktyka przed przyszłym zawodem. Dlatego bardzo sobie cenię tę pracę.

Pomagam też maturzystom przygotowac się do ustnej z polskiego- to też sobie cenię i ma dla mnie to duże znaczenie.

Jeżeli chodzi o pracę, to może to byłoby na tyle ;)

Rok 2013 był dla mnie rokiem przełomowym, ponieważ zaczęła się moja przygoda ze Szlachetną Paczką. W czerwcu tego roku mój kolega podrzucił mi ten pomysł i dał kontakt do koordynator od spraw promocji w województwie świętokrzyskim. Wymieniłyśmy kilka maili (Marlenka, pewnie tego nie czytasz, ale jeżeli kiedyś tu może zajrzysz, to pozdrawiam Cię serdecznie) i zdecydowałam się zarekrutowac się na portalu www.superw.pl. Następna była rozmowa rekrutacyjna, którą też wspominam bardzo ciepło. No i ruszyła machina. Tuż przed świętami była gala rejonu (chcecie zobaczyc zdjęcia? ;)), a ja już myśle o tym co chcę zrobic w następnej edycji :) :) :) :) :) :) :)
W ogóle SZP bardzo wiele zmieniła. Zmieniło się moje podejście do świata. Nabrałam wiele pokory do otaczającej mnie rzeczywistości. Wiecie jak to jest. Każdemu z nas się wydaje, że jego problemy są najważniejsze na świecie. A kiedy wchodzę do paczkowej rodziny i widzę prawdziwe ludzkie tragedie zaczynam rozumiec, że moje życie jest naprawdę dla mnie dobre.
Ponadto poznałam wielu wspaniałych ludzi. Mam nadzieję, że te relacje, które nawiązalam fajnie rozwiną się w przyszłości.Aż sama jestem ciekawa w jaki sposób Szlachetna Paczka wpłynie na mnie w 2014 roku ;)

Uczelnia. W czerwcu pierwsza sesja letnia. Dzisiaj mogę powiedziec, że ta pierwsza pierwsza, zimowa to rzeczywiście była "fraszka igraszka", bo letnia naprawdę pokazała na czym polegają egzaminy. Szczególnie gorąco wspominam swój pierwszy egzamin ustny. Tak, takich emocji dawno nie przeżyłam. Mimo że niesamowicie się bałam tego egzaminu, to teraz wspominam go z uśmiechem. Drugi rok studiów i przede mną prawdziwa wprawka do zawodu- praktyki. Nie mogę powiedziec, żebym jakoś wybitnie się ich bała, ale nieznane zawsze powoduje jakąś tam tremę. Na pierwszym roku studiów na mojej uczelni czułam się dośc niepewnie, a teraz, mimo że zmienilismy budynek, to mam poczucie, że znam wszystkie kąty, wykładowców i mogę nawet pomagac tym z pierwszego roku, tak jak kiedyś pomagano mnie (Martyna, bez Ciebie bym zginęła marnie :*).  Teraz czeka mnie sesja zimowa, ale wierzę, że będzie dobrze :) Musi byc dobrze.

Rok 2013 był przełomowy też dlatego, że powstał blog. Razem z Rudzielcem mamy poczucie, że tworzymy coś fajnego- każda z nas ma na blogu swoje podwórko, na którym się realizuje i to jest cudowne :)






Kochane!
Dzisiaj mamy Sylwestra. Gdzie się wybieracie? Nieważne gdzie będziecie, ważne, żebyście się wspaniale bawiły i radośnie wkroczyły w ten nowy 2014 rok.

Życzę Wam wiele szczęścia, radości, uśmiechu, miłości, pogody ducha, przyjaciół i żeby w tym Nowym Roku wszystko się układało po Waszej myśli.

Pozdrawiam
RudaMaruda




czwartek, 26 grudnia 2013

Sylwestrowe outfity :)

Kochane,
Sylwester zbliża się wielkimi krokami :) Może któraś z moich propozycji będzie inspiracją na tę jedyną noc w roku?

Ta stylizacja jest totalnie wieczorowa. Pióra są trendem, który, moim zdaniem, sprawdza się jedynie imprezowo. Cały dół tej sukienki jest wyszyty piórami- już sobie wyobrażam jak pięknie musi ona pracowac w tańcu. Góra sukienki jest bardzo odważna- halka w kolorze ciała daje złudzenie nagości. Jest to rozwiązanie dla dziewczyn odważnych, pewnych siebie i takich, których figurom nie można nic zarzucic. Z racji tego, że góra jest bardzo biżuteryjna, to jedynym dodatkiem jest torebka w kolorze nude. Delikatne sandałki fajnie się sprawdzą w tańcu (ale weź ze sobą balerinki ;))
 Ta stylizacja jest idealna dla dziewczyn o figurze gruszki- drobna góra przy bardziej rozbudowanym dole ciała. Rozkloszowana spódnica, choc skórzana, da wrażenie lekkości. Spotęgują to buty na niedużej szpilce. Czerwona bluzka w czarny wzór będzie fajnym uzupełnieniem. A czerwona torebka na łańcuszku jest bardzo charakterystyczna. Jeżeli masz długie włosy, to proponuję, żebyś do takiej stylizacji związała je w koński ogon- stworzysz wtedy outfit w stylu lat 60. Uzupełnij go odpowiednim make-up'em (e-liner w ruch ;)) i już prezentujesz retro szyk.
Jak dobrze pamiętacie uwielbiam nude, a ta stylizacja jest tego dowodem. Sukienka jest trochę w barokowym stylu, dlatego uważam, że warto zrezygnowac z biżuterii. Wiem, że w tę jedyną noc w roku wszystkie chcemy blyszczec, ale przecież na parkiecie mamy byc widoczne my, a nie piękna biżuteria i czy wyjątkowo strojna kreacja. Sukienka, którą wybrałam jest dobra dla dziewczyn o figurze gruszki (rozkloszowany dół), ale fajnie sprawdzi się też u dziewczyn o chłopięcej figurze. Rozkloszowany dół da wrażenie zaokrąglonych bioder, a poza tym wspaniale będzie się prezentował w tańcu. Beżowe szpilki delikatnie wysmuklą i wydłużą nogi- to bardzo pożądany efekt, prawda? ;)





A ta stylizacja jest dedykowana modowym buntowniczkom i anarchistkom. Kto powiedział, że sylwester to tylko sukienki i szpilki? No właśnie. Oto moja propozycja dla modowych rockmanek. Czarne leginsy zapewnią całkowitą wygodę podczas całej nocy, a beżowa tunika będzie wspaniale wirowac w tańcu. Szpilki nie są elementem obowiązkowym w sylwestrowym outficie- bardzo fajnie sprawdzą się biker bots. Fajnie i rockowo. Proponuję do tego smoky eye i blade usta.









Okrąglejsze dziewczyny często mają problem z wieczorowymi stylizacjami. Zazwyczaj przesadzają- albo ubierają się w ubrania obłędnie blyszczące i zbyt obcisłe, albo w czarne namioty. Moja propozycja jest złotym środkiem między tymi skrajnościami. Czarna ołówkowa spódnica wspaniale okiełzna obfite bioderka (pamiętajcie o korygującej bieliźnie- czyni cuda ;)), a czarna bluzka ze skórzaną baskinką (odważ się na stylizację z ekoskórą- nie pożałujesz) też jest bardzo fajnym rozwiązaniem. Czerń nada stylizacji bardziej wieczorowego charakteru, a skórzana baskinka, po pierwsze, odbierze powagę czarnej ołówkowej spódnicy, a poza tym stworzy (jeżeli nie posiadasz) lub podkreśli talię. Zwroc uwagę jaki fajny efekt daje zestawienie dodatków w tym samym odcieniu- złoto bardzo fajnie sprawdzi się na wieczór. Włosy upnij- jeżeli odsłonisz szyję zbudujesz lekkośc całej sylwetki. Fajnym rozwiązaniem będzie np. koński ogon. Jeżeli chodzi o makijaż, masz większe pole do popisu, ponieważ fajnym uzupelnieniem tej stylizacji będzie zarówno smoky eye, jak i makijaż skoncentrowany na ustach- decyzja należy do Ciebie ;)



Ta stylizacja składa się tylko z trzech elementów, ale uwierz mi, że zrobisz w niej piorunujące wrażenie. Błysk to sylwestrowy klasyk- polecam go dziewczynom szczupłym, doda krągłości chłopięcym sylwetką. Czarne szpilki są rozwiązaniem klasycznym, ale zwróc uwagę na to, że doda pewnej ostrości i pieprzu sukience w stylu disco. Kopertówka nude jest dobrana pod jeden z kolorów na sukience- zwróc na to uwagę: takie podejście bardzo pomaga w dobieraniu dodatkow do kolorowej kreacji.









Jeżeli jesteś pewna siebie i wiesz że Twojej sylwetce nie można nic zarzucic, to to jest propozycja właśnie dla CIEBIE. Leginsy w złote pasy po pierwsze podkreślą i wyeksponują nogi, a po drugie pionowe pasy je niezwykle wysmuklą- kombinacja idealna ;) Ten efekt wzmocnią szpilki w kolorze nude (warto w nie zainwestowac: sprawdzą się w wielu stylizacjach). Czarna bluzka w stylu gorsetowym podkreśli i wyeksponuje biust. Czarna, welurowa marynarka po pierwsze jest bardzo modna, a po drugie zadba o to, żebyśmy nie marzły w przerwie między jednym tańcem a drugim.  Złoty zegarek w męskim stylu nada pewnej surowości tej niezwykle kobiecej stylizacji.




A Wy? Jakie macie pomysły na sylwestrowe stylizacje? Czekam na komentarze ;)

środa, 25 grudnia 2013

Sposoby na świąteczne przejedzenie.

Nie ma się co oszukiwac, święta w Polsce polegają głównie na jedzeniu. Podczas świąt jemy, jemy, a w przerwach... jemy ;) Wiecie jak jest :D Ale w końcu żołądek mówi stop. I pojawiają się niemiłe objawy świadczące o tym, że jesteśmy przejedzone. A jak sobie z tym radzic przy pomocy naturalnych, niefarmakologicznych metod? Oto moje propozycje:

1.Napar z mięty- metoda klasyczna wypróbowana przez nasze mamy i babcie. A wiadomo, trzeba ufac mądrości pokoleń. Co daje nam napar z mięty? Po pierwsze dzięki temu, że jest ciepły rozluźnia spięty świątecznym obżarstwem brzuch, a poza tym mięta ma dobroczynny wpływ na działanie naszego układu trawiennego;

2.Napar z rumianku- działa na tej samej zasadzie, co napar z mięty;

3.Gorzka herbata- po pierwsze nie ma się co ładowac cukrem po tej ilości świątecznego ciasta, jaką spożyłysmy (przyznaję się bez bicia- przy serniku mojej Babci tracę samokontrolę), poza tym ciepły płyn rozluźnia spięty brzuch, co pomaga w procesach trawiennych;

4.Coca-cola- wiem, że pomysł może wydawac się kontrowersyjny, ale jest skuteczny. Przynajmniej na mnie działa ;) Oczywiście nie pijemy napoju totalnie gazowanego- nalewamy go do szklanki i dajemy  mu parę minut, żeby odgazowała i dopiero pijemy. Na mnie działa bardzo dobrze. Sprawdza się także przy zatruciach pokarmowych.

5.Siemię lniane- może nie jest najbardziej smaczne na świecie i nie każdemu odpowiada, ale na pewno jest skuteczne;

6.Domowej roboty nalewka- nie jestem największą na świecie zwolenniczką alkoholu, ale w niektórych przypadkach domowa naleweczka jest niezastąpiona. Mój Dziadziuś robi rewelacyjną orzechówkę i aroniówkę.


A Wy, jakie macie sposoby na świąteczne przejedzenie?


RM

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Lakiery do paznokci- Golden Rose

Witajcie,
dzisiejszy post będzie rozpoczęciem cyklu na temat lakierów do paznokci. Ostatnio robiłam porządek wśród moich lakierów i doszłam do wniosku, że taki cykl byłby ciekawym pomysłem.
Zauważyłam, że w swoim zbiorze najwięcej mam lakierów firmy Golden Rose. Dlatego swój cykl rozpoczynam właśnie od tej firmy. Dzisiejszy post jest wprowadzeniem w następnym już będę bardziej konkretna- spodziewajcie się zdjęc jak wygląda na paznokciach mój najnowszy nabytek Golden Rose: czerwony piasek w bardzo świątecznym odcieniu.
Zdjęcie co prawda z internetu, ale aparat dojedzie do mnie jutro, więc musicie zrozumiec- następny post będzie już jak Bóg przykazał z moimi paznokciami, ale mam ten kolor, więc śmiało się o nim wypowiem.
Ale od początku :)
Moim zdaniem Golden Rose rich color jest jedną z lepszych linii tej marki, głównie ze względu na świetne krycie. Często wystarcza tylko jedna warstwa, żeby uzyskac krycie wprost idealne. Czasem nakładam dwie + top. Nie wiem jak Wy, ale ja wprost nie cierpię, kiedy spod lakieru wyglądają końcówki paznokci (jestem w stanie to zaakceptowac aczkolwiek z wielkim bólem jedynie w przypadku kolorów bardzo jasnych, pastelowych), a w przypadku Rich Color to się nie zdarza- zazwyczaj jedna warstwa kryje idealnie. Nie mogę nie wspomniec tez o pędzelku, który moim zdaniem jest świetny- duży, ale nie za duży, dzięki niemu rzeczywiście można zaaplikowac lakier jednym pociągnięciem. A teraz chwila o tym konkretnym kolorze. Kiedy go kupowałam trochę się obawiałam czy nie będzie to tak zwany barbie róż- nie lubię tego efektu. Na szczęście miło się zaskoczyłam- kolor jest bardzo delikatny i subtelny. I co najdziwniejsze i najciekawsze oscyluje na granicy dwóch gam kolorystycznych- nie jest ani do końca ciepły ani do końca zimny. Moim zdaniem dużo zależy od oświetlenia. Zauważyłam subtelne różnice w odbieraniu koloru w zależności od tego czy znajdowałam się w świetle dziennym czy też sztucznym. Kolejną zaletą tego konkretnego koloru jest też to, że pasuje do wielu stylizacji (tak, wracam na swoje podwórko)- odnajdzie się i z romantyczną, dziewczęcą sukienką, ale znajdzie też swoje miejsce w cansualowej, codziennej stylizacji. Z czystym sumieniem polecam.

Golden Rose Matte- teraz parę słów o tej lini. Znowu udało mi się w zasobach wszechwładnego internetu wygrzebac kolor, który posiadam w swoich zasobach.
+:
1.bardzo fajny efekt matu- brak błysku, paznokcie są absolutnie matowe;
2.szybko schnie- kiedy paznokcie są wilgotne jest to widoczne- widzimy efekt mokrego lakieru, a kiedy wyschną pojawia się cudowny mat. To kolejna zaleta- wiesz kiedy lakier jest suchy.
3.Czerń jaką daje ten lakier nie jest czernią typowo gotycką, kruczą, ale jej dośc subtelnym odcieniem. Dla mnie jest to zaleta, ponieważ dzięki temu lakier śmiało może byc lakierem dziennym, a nie tylko wieczorowym.
-:
1.Jeżeli zapomnimy o bazie (wiem, że nie powinnam, ale czasem mi się to zdarza, człowiek jest tylko człowiekiem), to jak nic zabarwi płytkę;
2.Stosunkowo szybko odpryskuje;
Mimo że plusy na dobrą sprawę wyrównują się z minusami, to ja jestem zadowolona z tego lakieru- uważam, że to niezwykle udany zakup. Bardzo go lubię za to, że szybko schnie. Ponadto lubię ten efekt delikatnej wysmakowanej czerni. Fajna jest także konsystencja- lakier nie rozlewa się po paznokciu, można bez problemu go aplikowac nawet jeżeli weźmiemy go trochę za dużo.

Golden Rose with protein tym razem ta linia. Na zdjęciu kolor 205- nudziak, od którego zaczęła się moja przygoda z tą linią, i w którym jestem absolutnie zakochana. Jest kolorem idealnie pasującym do wszystkiego- i do stylizacji letnich i zimowych. Super zgra się z totalnie letnim outfitem- lekką sukienką w kwiaty i delikatnymi sandałami. Idealnie będzie pasował do stylizacji zimowej- grubego swetra i dżinsów. Ten kolor po prostu uwielbiam, to od niego zaczęła się moja miłośc do nude w każdej postaci.
Według nazwy linia ta zawiera proteiny, może nie bez kozery jestem RudąMARUDĄ bo ja żadnego wpływu protein na moje paznokcie nie zauważyłam. Ale niech sobie te proteiny będą chwała im za to, że są. Lubię konsystencję- myślę, że to ogólnie cecha lini Golden Rose- ponieważ jest taka akuratna. Bardzo to pomaga przy aplikacji. Delikatnie przyczepię się do pędzelka- uważam, że mógłby byc bardziej poręczniejszy. Jeżeli chodzi o krycie- to tu stwierdze bardzo po kobiecemu: zależy od dnia. Naprawdę, ciężko mi wytłumaczyc- jednego dnia krycie jest świetne, wystarczają dwie warstwy i jest super, innego potrzebuję trzech, a i tak nie jestem zadowolona. Podejrzewam, że na to wpływ ma kondycja paznokci i baza jaką stosuję.

Bądźcie ze mnie dumne! Ponownie udało mi się odnaleźc kolor, który posiadam w swoich zbiorach (aparacie, gdzie jesteś, ja cię potrzebuję!!!!!!!). Teraz linia Golden Rose Jolly Jewels. I powiem Wam szczerze bez owijania w bawełnę, że z tą linią mam największy problem. Efekt jakie dają drobinki zatopione w kryjącym, kolorowym tle jest świetny- bardzo wielowymiarowy. Pamiętam, kiedy przyszłam po raz pierwszy z tym lakierem na paznokciach na uczelnię, to wszystkie dziewczyny były nim zachwycone. Tylko jest jeden problem- CZEMU ON SIĘ TAK CIĘŻKO ZMYWA? Może macie jakieś sprawdzone patenty na niego?



Golden Rose ma jeszcze wiele linii, ale tego posta poświęciłam akurat tym. W następnym spodziewajcie się lakieru piaskowego, tym razem juz na moich paznokciach.




Kochane Moje!
w ten świąteczny czas mam dla Was życzenia w formie mojej ułomnej, acz tworzonej z samego serca poezji:
W ten dzień bardzo ciepły choc grudniowy,
gdy za rogiem stoi anioł z Bogiem,
a Niebo Ziemi śle życzenia
ja Wam życzę marzeń spełnienia.
Zdrowia dużo, radości, uśmiechu,
ogromu szczęścia i miłości.

Wesołych świąt :)

RM

Co się dzieje, gdy gasną światła.

Od jakiegoś czasu, z powodów, nazwijmy to zawodowych, dośc intensywnie wczytuję się w literaturę młodzieżową. Czytając naszła mnie pewna refleksja, uznałam, że pewien problem jest wart poruszenia- otóż w jaki sposób autorzy (a w zasadzie to autorki, bo ja akurat zamierzam się skoncentrowac na literaturze młodzieżowej tworzonej przez kobiety) poruszają temat seksualności młodych ludzi?

I.Dary Anioła. 
Na blogu ta książka, ta saga, już raz się pojawiła, ale chcę przedstawic ją teraz w tym kontekście. Nie będę opierac się tylko o film, ale o całośc sagi.
Jace od pierwszego spotkania jest zainteresowany Clary. Nie potrafi tego ukryc. Jako Nefilim nie powinien interesowac się Przyziemną (jak sądzi na początku, że Clary nią jest), ale nie potrafi się oprzec temu czemuś, co przyciąga ją do rudowłosej dziewczyny. Zabiera ją do Instytutu, nie potrafi ukryc swojej zazdrości, kiedy widzi zażyłośc między Clary a jej najlepszym przyjacielem Simonem. W końcu wspinając się na wyżyny romantyzmu (co dla chłopaka, który walczy o to, żeby wszyscy postrzegali go jako zimnego, aroganckiego drania, mimo jego wewnętrznej wrażliwości, nie jest łatwe) zaprasza dziewczynę na spotkanie w instytutowej oranżerii. Emocje biorą górę. Intymnośc chwili, piękne otoczenie sprawia, siedemnastolatek i piętnastolatka całują się. Ale tylko, a może i aż, całują się. Nie dochodzi między nimi do niczego więcej. Wracają do sal Instytutu. Jace wyraźnie chce zostac z Clary sam na sam w jej pokoju. Ale autorka nie mówi o tym wprost. Delikatnie sugeruje zamiary Jace'a, gdy ten na pytanie Clary czy nie jest zmęczony odpowiada, że jeszcze nigdy nie był tak rozbudzony. Do niczego nie dochodzi, ponieważ z pokoju Clary wychodzi Simon, który usnął czekając na przyjaciółkę. Atmosfera pada, a Jace ponownie ukrywa się pod maską aroganta. W pierwszym tomie sagi młodzi Nocni Łowcy (bo w końcu okazuje się, że matka Clary- Jocelyn była Nocną Łowczynią podobnie jak jej ojciec Valentine- swoją drogą dośc specyficzne imię dla psychopaty z obsesją na punkcie zabijania) dowiadują się, że są rodzeństwem. Informacja ta szokuje ich, ale nie sprawia, że to co ich do siebie ciągnie przestaje istniec. Clary nie patrzy na Jace'a jak na brata, a Jace nie patrzy na Clary jak na siostrę. W drugim tomie sagi nastolatkowie próbują poukładac swoje relacje. Jednak ich wysiłki są daremne- namiętnośc jaka ich połączyła wciąż płonie. Jace i Clary starają się unikac.  Clary usiłuje wejśc w związek z Simonem- jednak to nie to. Dziewczyna kocha Simona, ale dopiero w pewnym momencie uświadamia sobie, że chęc ucieczki od tego co czuje do Jace pomyliła z zauroczeniem przyjacielem. Dochodzi do ponownego pocałunku między Clary a Jacem. Tym razem zmusza ich do tego Królowa Jasnego Dworu- władczyni faerie. Jednak ten pocałunek nie był aktem fizycznej przemocy- zarówno Clary jak i Jace zatracają się w nim, nie potrafią go przerwac. Wszystko obserwuje Simon, który potem zostaje wampirem.

Clary i Jace uciekają od siebie, ale ich wysiłki są daremne. W trzecim tomie emocje biorą górę. Młodzi Nocni Łowcy przebywając w Idrisie oddają się namiętności. Jednak znowu wszystko kończy się pocałunkiem- bardzo namiętnym, ale pocałunkiem. Ale kto wie, co by się wydarzyło, gdyby bohaterowie w pewnym momencie się nie opamiętali. Autorka pozostawia to domysłom.W trzecim tomie Clary i James dowiadują się, że jednak rodzeństwem nie są. Czyli nareszcie "legalnie" mogą byc razem. Co nie znaczy, że- pozwolę sobie użyc dośc mocnego sformułowania- pakują się sobie nawzajem do łóżka. Ich fizyczne relacje- w czwartym tomie- zaczynają się i kończą na pocałunkach, przytulaniu. Jednak tych czułości nie można nazwac niewinnymi. Co nie zmienia faktu, że nie dochodzi między nimi do niczego więcej. W finale IV tomu Jace przechodzi pod władzę złego Sebastiana i pewnej demonicy przez co staje się, jakby na to nie spojrzec, schwarz charakterem, co nie zmienia miłości Clary do niego. 
Clary robi wszystko, żeby uratowac ukochanego. Nie obawia się "przejśc na czarną stronę mocy"- w końcu "łatwe jest zejście do piekieł". Dziewczyna robi wszystko, aby wyciągnąc Jace'a spod demonicznego wpływu. Czasem jednak zapomina o swojej misji i po prostu dobrze się bawi podróżując z Jace'm i Sebastianem po świecie. Clary napawa się bliskością swojego ukochanego. Paryż. Na kogo nie podziała magia stolicy Francji. Clary i Jace są sami w pokoju. I tu pojawia się pewna niejednoznacznośc. Pod wpływem decyzji Clary Jace musi "wziąc bardzo zimny prysznic", ale w późniejszej rozmowie z Sebastianem Clary zostaje nazwana "łóżkową petardą"- czyżby autorka nie powiedziała nam wszystkiego? A może po prostu Sebastian chciał zdenerwowac Clary.Kwestia interpretacji. Przypominam- w tym momencie sagi Clary ma 16 lat, a Jace 18. 
Jace'owi udaje się wydostac spod demonicznego wpływu. Ale z racji tego, że potrzebny do tego był Miecz Anioła, to chłopak jest- jakby to powiedziec- napromieniowany światłem, przez co on i Clary muszą zapomniec o cielesnych igraszkach poza delikatnym przytulaniem. 
Jakie wnioski? Mimo obecnej erotyzacji kultury autorka Darów Anioła nią nie emanuje, mimo że mając do dyspozycji młodych i pięknych bohaterów mogłaby to robic. Jednak przed tym ucieka, dzięki czemu jej saga nie jest kolejną opowiastką o namiętności nastolatków, ale opowiada historię- miłości silnej, mądrej, potrafiącej czekac, dla której ważniejsze jest uczucie, a nie fizycznośc. 

Związek między Clary a Jace'em nie jest jedynym układem miłosnym w powieści. Przejdę teraz do układu bardziej kontrowersyjnego i miłości znacznie trudniejszej, bo między dwoma mężczyznami- Alec'iem a Magnusem. 


*przepraszam, że to zdjęcie jest takie duże. Uwielbiam postac Magnusa i Prezesa Miau, a to taki mój mały hołd dla nich ;) Mam nadzieję, że zrozumiecie. 

Miłośc homoseksualna nigdy nie była łatwym tematem- czy to w filmie czy w literaturze dlatego tym większe brawa dla Cassandry Care, że zdecydowała się poruszyc ten temat i że zrobiła to z takim smakiem tworząc parę energetyczną, radosną i naprawdę w sobie zakochaną. 
Kiedy poznajemy Alec'a jest on osiemnastoletnim introwertykiem zakochanym w swoim najlepszym przyjacielu Jace. Dlatego też młody Lightwood nie jest w stanie obdarzyc sympatią Clary, ponieważ widzi to co rodzi się między nią a Jacem. Alec jest zdolnym, ale bardzo ostrożnym Nefilim- nigdy nie zabił żadnego demona, ponieważ zawsze koncentrował się na tym, żeby chronic kochającego niebezpieczeństwo Jace'a oraz swoją siostrę Isabel. Magnus jest jego całkowitym przeciwieństwem- ekscentryk z wyglądu, otwarcie mówiący o swoich uczuciach, to on walczył o Aleca, zabiegał o jego względy. Alec w końcu wyleczył się z Jace i zdecydował się związac z czarownikiem. Przy jego boku rozkwitnął. Nabrał pewności siebie, energii, nauczył się uśmiechac i nabrał odwagi- zrozumiał, że ryzykowne decyzje czasem przynoszą najlepsze skutki. Jednak ten związek przegrał walkę z przeszłością Magnusa i nieufnością Aleca.

Casandra Care poruszyła bardzo trudny temat- nie każdy potrafi pisac o homoseksualizmie z taką klasą i smakiem, jak robi to ona. Mimo że w związku Aleca i Magnusa nie brak było czułości, to autorka opisywała je bardzo dobrze- z dużą klasą i wyczuciem.



Seksapil wampira, czyli miłosne podboje Simona Levisa.
Kiedy poznajemy Simona jest typowym przykładem nerda- chudy, ubrany w rozciągnięte T-shirty, w okularach. Chłopak nie widzi świata poza swoimi zainteresowaniami. I oczywiście świata nie widzi poza Clary- swoją najlepszą przyjaciółką, w której skrycie się podkochuje. Miłośc jaką darzy Clary odchodzi na dalszy plan, kiedy po raz pierwszy widzi Isabelle Lightwood- jest pod olbrzymim wrażeniem olśniewającej, pewnej siebie i swoich wdzięków brunetki. Nie potrafi oderwac od niej oczu. W drugim tomie Simon spełnia swoje marzenie- on i Clary, krótko, bo krótko, ale zawsze, są parą. Jednak Clary wchodząc w związek z przyjacielem ucieka od tego, co czuje do Jace'a, którego wciąż uważa za swojego brata. Simon przechodzi przemianę w wampira. On i Clary decydują, że nie będą już próbowali byc razem. Oboje widzą, że dużo lepiej wychodzi im bycie przyjaciółmi. Simon-wampir wdaje się w trójkąt miłosny. Równocześnie spotyka się z tak piękną jak niebezpieczną Isabelle jak i z Maią- młodą wilkołaczką, będącą członkinią stada Luke'a. Cała trójka jest w podobnym wieku. Tylko Isabelle jest dwa lata starsza, ale w jej postępowaniu i działaniu nie widzimy tej różnicy wieku. Cała trójka jest na tyle przeorana przez życie, że są dla siebie równorzędnymi partnerami. Oczywiście fakt, że Simon umawia się z dwoma dziewczynami na raz wychodzi na jaw. Żadna z nich nie jest zbyt szczęśliwa, że była "tą drugą". Dziewczyny buntują się przeciwko Simonowi. Maia wraca do swojego byłego chłopaka- Jordana. Jednak to co połączyło Simona i Isabelle okaząło się silniejsze. Co prawda żadne z nich nie wypowiada na glos słowa "para", ale ci bohaterowie tak się zachowują. Nie dochodzi między nimi do niczego, pozwolę sobie to określic w ten sposób, poważniejszego niż pocałunek, ale troska jaką sobie okazują, sposób w jaki mówią o sobie, ich postępowanie pokazują, że są sobie szalenie bliscy.


W dobie powszechnej erotyzacji kultury saga Dary Anioła i jej podejście do seksualności młodzieży jest miłą odmianą. Cassandra Care nie ucieka, pokazuje, że wiek nastoletni jest czasem poszukiwań, poszukiwań miłości, pierwszych namiętności. Ale pokazuje to w sposób smaczny i wyrafinowany- nie epatuje golizną, nie wsadza bohaterów do łóżka opisując ich fizyczne uniesienia, tylko pokazuje uczucia, emocjonalnośc. Nie ucieka od fizycznej strony milości- pocałunków czy innych czułości, ale opisując je jest subtelna, ale równocześnie nie bawi się w pisarkę dziewiętnastowieczną tworzącą powieścidła dla tzw. panienek z dobrego domu. Udaje jej się zachowac złoty środek. Tym większe brawa należą jej się za to w jaki sposób opisała związek homoseksualny- poruszając ten wątek zachowała się z dużą klasą i rozumieniem świata.

II.Zmierzch. 

Saga tak mocno kochana jak nienawidzona. Z polonistycznego punktu widzenia (Kochane, wybaczcie, wkrada mi się już zboczenie zawodowe; strach pomyślec co ze mną będzie za 20 lat) muszę stwierdzic jedno- stylistycznie i językowo saga jest tragiczna. Ta metafora o meteorze, który przeciął niebo- no cóż. Delikatnie mówiąc- mało wyrafinowana. Co nie zmienia faktu, że lubię te sagę. Nie tylko dlatego, że jest swojego rodzaju odpoczynkiem intelektualnym. Uważam, że historia jaką przedstawia Meyer jest ucieleśnieniem kobiecych marzeń- Kopciuszek znajduje swojego księcia.

No własnie, a co z tym Kopciuszkiem i co z tym księciem?


Edward jest uosobieniem księcia- przystojny, ujmujący, szarmancki, inteligentny, można z nim porozmawiac na każdy temat. Ma jednak pewną tajemnicę- jest wampirem. Wampirem-wegetarianinem. Żywi się krwią, ale zwierzęcą. Ma jednak za sobą przygodę z żywieniem się krwią ludzką.




Kiedy poznajemy Bellę jest ona nieśmiałą, introwertyczną nastolatką- typem chłopczycy. Jest niezdarna, nieśmiała, nie potrafi rozmawiac z płcią przeciwną. Dziewczyna jakich wiele. Edward ją intryguje, ona intryguje jego. Zakochują się w sobie. Ale nad ich związkiem ciąży wampiryzm Edwarda- Bella jest w ciągłym niebezpieczeństwie, nigdy nie wie czy Edward nie odda się instynktowi drapieżnika i nie spróbuje jej krwi. Nigdy nie może byc pewna czy przeżyje pocałunek ze swoim ukochanym, czy obdarzony nadludzką siłą Edward nie zrobi jej krzywdy okazując jej czułośc. 17 latka nie mająca żadnego doświadczenia z mężczyznami decyduje się na związek, który może przypłacic życiem.

A jak wygląda fizyczna strona ich związku? Bella zdaje się nie zważac na niebezpieczeństwo i namawia Edwarda na zbliżenie fizyczne, ale chłopak jest ostrożny- jest świadomy tego, że jego wampirze instynkty mogą się okazac silniejsze niż miłośc jaką darzy Bellę, a jego siła fizyczna może byc nieokiełznana.















Bella decyduje się na nietypowy krok- w wieku 18 lat wychodzi za mąż. Jest świadoma tego jakimi prawami rządzi się małe miasto jakim niewątpliwie jest Forks- wie, że ludzie plotkują, że jest w ciąży.
Wiadomo, że podstawową motywacją dziewczyny jest miłośc jaką darzy Edwarda, ale równocześnie zależy jej na zbliżeniu fizycznym z Cullenem- a chłopak postawił dwa warunki: najpierw musi za niego wyjśc i zostac wampirem. Jednak ich noc poślubna, mimo że Bella wciąż jest człowiekiem, jest, nazwijmy to, pełna. Nieokiełznana siła chłopaka sprawia, że dziewczyna jest posiniaczona i obolała.

Mimo że historia Belli i Edwarda ma dalszy ciąg, to ja chciałabym się zatrzymac w tym miejscu.

Zostawmy na boku wampiryzm Edwarda i bez tego kontekstu spójrzmy na związek jego i Belli. Książe zakochal się w Kopciuszku. Ich związek nie opiera się na fizyczności- mimo że dziewczyna bardzo do niej dąży. Oczywiście, okazują sobie czułośc, całują się, ale do czegoś więcej dochodzi między nimi dopiero po ślubie- co nie jest typowe we współczesnym świecie.


Autorki (autorzy) powieści młodzieżowych w różny sposób podchodzą do tematu erotyki i seksualności. Serce mi się raduje, kiedy widzę, że do tych tematów można podejśc  dużą dozą subtelności i opisywac je z niezwykłą klasą. Daje to nadzieję na to, że w dobie powszechnej erotyzacji można opisywac związek dwojga ludzi koncentrując się na uczuciach a nie tylko na stronie fizycznej.



***********************************************************************************

Powrót po długaśnej przerwie. Strasznie długo mnie tutaj nie było- aż wstyd. Wracam notką literacką- wiecie, studiowanie polonistyki do czegoś zobowiązuje ;) ale już niedługo posty kosmetyczne.

Jak u Was przed świętami? Jak przygotowania? Ja w przerwie między sprzątaniem a gotowaniem ususzylam plastry pomarańczy nabite goździkami- dla mnie własnie tak pachną święta. A Wy, jakie macie zwyczaje świąteczne?

RudaMaruda

sobota, 21 grudnia 2013

Kajam się, kajam i kajac będę.

Kochane Moje!
Zaniedbałam bloga wprost haniebnie. Jestem złym blogerem. Jednak postanawiam poprawę i poprawa będzie widoczna już od dzisiaj.
Kochane, dlaczego mnie nie było tu aż tak długo: studiowanie dwóch kierunków dziennie ma swoje uroki, Szlachetna Paczka (opowiadałam o niej na blogu) także zajmowała mi sporo czasu, ponadto pracuję i udzielam korepetycji. Teraz, gdy ta edycja Szlachetnej Paczki powoli dobiega już końca z całą energią wracam na bloga. Mam mnóstwo nowych pomysłów :)
Czego możecie się spodziewac?
1.Notek literackich- w oparciu o sagę Dary Anioła, Zmierzch i o Harrego Pottera poruszę dośc ciekawy problem- uwaga to będzie post kontrowersyjny.
2.Postów na temat lakierów do paznokci- ostatnio policzyłam ile ich posiadam (wciąż za mało! :)) i to natchnęło mnie, żeby stworzyc o tym kilka postów, a może nawet jakiś cykl :)
3.Przygotowuję nowy cykl- składniki naturalne w pielęgnacji twarzy i ciała- co Wy na to?

i wiele wiele innych.

Ale przecież nie mogę zdradzic wszystkiego :)

Pozdrawiam ciepło i rudo :)

RM

wtorek, 19 listopada 2013

Figs&Rouge- błyszczyk

Ostatnio nie mam ani weny ani czasu żeby tutaj zaglądać. Nie powiem bo mam poczucie zaniedbania bloga...  Ale dziś postanowiłam się poprawić i przybywam z recenzją błyszczyka który dostałam dawno temu w glossybox'ie :)
Mowa o Figs&Rouge blush pink. To moje pierwsze spotkanie z tą marką i muszę przyznać, że nawet po kilku miesiącach stosowania odnoszę się do niego bardzo sceptycznie. Pierwsze wrażenie- bardzo ładne, kolorowe, dziewczęce opakowanie. Do tego informacja o 100% naturalnym składzie- doskonale! Po pierwszym użyciu entuzjazm zmalał.  





Po nałożeniu na usta cały czas czuję drapiące drobinki brokatu czy co to jest. Nie jest to za przyjemne uczucie- jakby całe usta pokryte były suchymi skórkami. Konsystencja jest bardzo dobra ani za rzadka ani za gęsta. Jeśli chodzi o zapach to uważam,że nie jest za ładny- można by to przypisać naturalnemu składowi ale jest wiele naturalnych kosmetyków które ładnie pachną. Dla mnie zapach jest ważny... I sprawa opakowanie od strony praktycznej- mega minus! Produkt nie ma aplikatora a zakrętka krzywo się zakręca.




Nie lubię produktów do ust, które nakłada się palcem (poza malinowym masełkiem z Nivea).Uważam, że opakowanie wykonane jest w taki sposób, że dodanie dzióbka nie byłoby jakimś wielkim problemem (?). Nałożony na usta bardzo się błyszczy i widać wielkie drobinki. Jeśli chodzi o wydajność to jest zadowalająca. Z trwałością sprawa ma się tak- błyszczyk trzyma się na 4-- ale drobinki brokatu mam na całej twarzy do końca dnia :) niby się trzymają ale czy to plus? :P


Podsumowując- ani ładnie pachnie, ani ładnie wygląda, jego używanie nie jest łatwe i przyjemne... Nie lubię go i używam sporadycznie 

Miałyście z nim doczynienia? Co o nim sądzicie?


Rudzielec

wtorek, 5 listopada 2013

Halloweenowa lalka :)

W moim miasteczku postanowiliśmy wykorzystać halloween i pozbierać cukierasy dla dzieci z naszego szpitala :) jako opiekun grupy musiałam się prezentować przyzwoicie :P Zainspirowana makijażem z bloga WRZOSOWISKO klik postanowiłam zmalować coś bardzo podobnego :)
Niestety nie miałam w posiadaniu białej farbki do twarzy dlatego nie mogłam zamaskować dobrze swoich brwi- dlatego nie mam malowanych bo wyglądało to strasznie głupio. Kombinowałam jak mogłam. Wybaczcie mi koszmarnej jakości zdjęcia ale 1 robione było telefonem minutkę przed wyjściem (i tak byłam już lekko spóźniona) 2 natomiast już po całej akcji.



Zdaję sobie sprawę ze wszystkich niedociągnięć ale to pierwszy makijaż tego typu w moim życiu- wybaczcie :)

piątek, 25 października 2013

Isana- bubel roku

Dziś nie za dobry dzień więc recenzja też nie pochlebna. Mowa o masce Isana dla zniszczonych włosów...



No cóż tu dużo mówić... Nie robi z moimi włosami absolutnie nic. Pierwszy raz mam maske, po której moje włosy są identyczne jak przed nałożeniem. Mało wydajna ale przynajmniej całkiem ładnie pachnie :P Nakładałam na długo pod czepek i na krótko i efektów nie było. Cena to ok 10 zł- w porównianiu do maski Kallos która ma taką samą cenę to... NIE MA PORÓWNANIA!


 Konsystencja jest dobra- gęsta i maska nie spływa z mokrych włosów ale co z tego? :P Nigdy więcej już jej nie kupię. Rozumiem gdyby to była odżywka ale maska?! Z reguły powinna być bardziej treściwa niż odżywki... 

Jestem nią tak zniesmaczona i totalnie rozczarowana, że aż brak mi słów. to zdecydowanie NAJGORSZY KOSMETYK KUPIONY W TYM ROKU. Nawet nie mam ochoty kombinować jak by ją tu zużyć bo z wielką przyjemnością wywalę ją do kosza.


Lip butter Nivea- hit hit hit

Dni coraz chłodniejsze i bardziej wietrze więc muszę zacząć dbaćo swoje usta znacznie bardziej. Pod wplywem wiatru czy mrozu momentalnie wysychają i pękają.Na szczęście z odsieczą przybywa maselko Nivea :) Jak ja się cieszę, że taki kosmetyk istnieje! Z góry przepraszam za zniszczone pudełeczko ale masełko jest ze mną zawsze i wszędzie i troszkę się porysowało :P Mam wersję malinową i muszę przyznać, że jest idealna :D


Zapach jest doskonały! To takie soczyste malinki bez żadnej mdląco-słodkiej nuty :P Kojarzy mi się z dzieciństwem i zapachem mamby :) Jest tak przyjemny, że czasem otwieram pudełeczko tylko po to, żeby powąchać :) Jak już jesteśmy przy opakowaniu to moim zdaniem jest bardzo fajne- ładnie wygląda, łatwo się otwiera i zamyka i nie otwiera się w torebce. Minusem jest to, że szybko mi się porysowało. Jeśli chodzi o aplikowanie masełka palcem to zupełnie mi to nie przeszkadza (choć do tej pory tego nie lubiłam). 


Konsystencja jest dosyć dziwna- pod wpływem ciepła roztapia się i jest...hmm jakby lekko ciągnąca (?). Nałożona na usta otula je delikatnością (daje taki satynowy efekt) i czuję, że są ochronione. Bardzo fajnie nawilża i dosyć długo trzyma się na ustach. Masełko jest tak wydajne, że mimo ciągłego używania zastanawiam się, czy uda mi się je zużyć zanim minie termin ważności. Na zdjęciu widzicie ubytek (a właściwie jego brak) po 3 tygodniach używania.


Jeśli ktoś jest ciekawy to macie tutaj skład :)


Masełko pokochałam i zostanie ze mna na bardzo bardzo długo :) używanie to czysta przyjemność! Jedne z najlepiej zainwestowanych pieniążków ostatnimi czasy. Jesień/zima mi nie straszne!

A Wy znacie?Lubicie?


Rudzielec


piątek, 18 października 2013

the body shop- masełko honeymania

Jestem chyba jedyną osobą, która jeszcze o nim nie napisała :P Nie chciałam rozpoczynać kolejnego smarowidła do ciała, dlatego masełko czekało na swoją kolej :) i cóż mogę powiedzieć? Warto było poczekać :) Testowałam próbkę 50 ml.

Masełko zamknięte jest w wygodnym zakręcanym pojemniczku. Bardzo lubię tego typu opakowania, ponieważ produkt można zużyć do ostatniej kropelki nic nie rozcinając itp. Plaster miodu podkreśla miodową zawartość :)


Zapach jest bardzo ładny,jednak jak dla mnie bardziej kwiatowy niż miodowy. Posmarowana tym masełkiem pachnę przez kilka godzin subtelnie ale wyczuwalnie. Podczas aplikacji produktu pachnie w całym pokoju :D Nie mam problemów z nadmiernym wysychaniem skóry ciała i ten produkt poradził sobie bardzo dobrze. Nawilżenie czułam jeszcze nawet po 10 godzinach. Jeśli chodzi o wydajność też bardzo dobrze- 50 ml starczyło na 6 użyć :) Nie klei się i szybko wchłania.


I teraz największa moim zdaniem zaleta- KONSYSTENCJA! Nic co nie ma takiej właśnie konsystencji nie powinno mieć prawa do nazywania się masełkiem :) Początkowo bardzo gęste pod wpływem ciepła roztapia się w dłoniach. Rewelacja!


Używanie tego produktu to prawdziwa przyjemność,zwłaszcza ze względu na  zapach i konsystencję. Gdyby nie taka wysoka cena z pewnością pobiegłabym i od razu zakupiła pełnowymiarowy produkt :) ale i tak prędzej czy później spotkamy się ponownie (pewnie w czasie promocji) :) 



To mój pierwszy produkt tej firmy i ciekawi mnie czy wszystkie masełka TBS mają taką konsystencje?



czwartek, 3 października 2013

Podsumowanie letnich postanowień

Jesień za oknem,więc czas na podsumowanie letnich postanowień z początku lipca,o których pisałam TUTAJ. Jeśli chcecie wiedzieć czy udało mi się z nich wywiązać zapraszam do lektury :)



1. Regularna aktywność fizyczna. No i pierwsza porażka. Na początku był rower, troche Ewy Chodakowskiej czy dlugie spacery z psem ale im dalej w czasie tym mniej aktywności....

2.Racjonalne odżywianie. Tutaj zastosowanie diety 3d chili to objawienie :) KLIK nie dość, że zdrowo to jeszcze 4 kg mniej :)

3. Staram się dbać o włosy jak najlepiej umiem :) cały czas poszerzam swoją wiedzę na ten temat i stosuję ją w praktyce.

4. Smarowanie olejkiem rycynowym brwi, rzęs i skórek szło bardzo dobrze do czasu aż zapomniałam go wziąć na wakacje :P teraz zaczynam kurację od nowa i codziennie o niej pamiętam!

5. Jeśli chodzi o nadrobienie zaległości w książkach ponadczasowych poniekąd się udało choć przeczytałam znacznie mniej klasyków niż innych książek. Ogólny bilans książkowy wypada bardzo korzystnie :D

6. Bardzo, bardzo dbamo picie wystarczającej ilości wody :) piję od 1,5 do 2,5 litrów dziennie.

7. Opaleniznę zdobyłam i już zdążyłam zblednąć :P

8. Walka z cellulitem i tutaj porażka bo nie stosowałam kremów... Jakoś nam było nie po drodze :P




Myślę, że wyszło mi to całkiem nieżle :) na 8 pkt zawaliłam 2,5 włączając olejek :P Teraz trzymam kciuki za RudąMarudę, żeby jej jesienne postanowienia KLIK udały się w 100% :)



Rudzielec

sobota, 28 września 2013

Kobieta, która miała w sobie mnóstwo miłości i rozpaczliwie szukała kogoś, kogo będzie mogła ją obdarzyc. Recenzja filmu "Diana"

Muszę się na wstępie przyznac do tego, że film obejrzałam namówiona przez moją siostrę, która bardzo interesuje się lady Di i jej historią. Ja chciałam zobaczyc film o powstaniu warszawskim, ale szczerze mowiąc nie żałuję, że dałam się namówic. A film o powstaniu i tak obejrzę ;)

+
1. Kreacja Naomi Wats- jej Diana jest prawdziwa, bardzo ludzka. Jest kobietą: ma swoje humory, raz jest kokietką, a raz samotnie cierpi i płacze. Bardzo chce kochac i szuka kogoś kogo może tą milością obdarzyc. Z jednej strony często się boi, ale z drugiej bardzo odważnie walczy o swoje szczęście. Z jednej strony ma dosyc prasy, ale z drugiej próbuje się z nią układac. Nie jest ani biała ani czarna. Ma w sobie odcienie szarości, sprzeczności. Przez to jest prawdziwą kobietą.
2. Stroje- Naomi Wats nie jest ubierana w stroje pochodzące z lat 90, ale w ubrania będące w konwencji tego stylu: marynarki z zaznaczonymi ramionami, spodnie do kostki, szpilki z czubkiem. Wiele elementow garderoby, które prezentuje w tym filmie warto przerzucic do swojej codziennej szafy: klasyczny trencz, rozpinany sweter, koszula.
3.Muzyka- ten punkt jest całkowicie subiektywny, wybaczcie :). Cała się rozjaśniłam wewnętrznie jak usłyszałam moje ukochane "Ne me quite pas". Ta piosenka cudownie łączy się z historią Diany- opowiada o bólu, cierpieniu, szukaniu szczęścia, pragnieniu miłości. Czyli o życiu księżnej.
4.Naveen Andrews i jego rola- jego doktor jest bardzo człowieczy. Kocha, ale się boi. Kocha, ale cierpi.
5. Widoki z Włoch
6. Ujęcie postaci Diana- film nie jest laurką, ale pokazuje lady Di z jej wadami, pragnieniami, marzeniami, dążeniami.
7. Przedstawienie śmierci Księżnej- brawa dla twórców za wyczucie i wrażliwośc. O śmierci Diany dowiadujemy sie niejako od doktora (Naveen Andrews), a nie ma sceny z katastrofą samochodową.

+/-
Słabo zaznaczone postaci synów Księżnej



Jak widzicie moja recenzja jest dośc entuzjastyczna. A Wy widziałyscie film? Czekam na komentarze :)
RM

piątek, 27 września 2013

Lista celów na jesień

Na blogu  www.za-wysoko.blogspot.com jakiś czas temu pojawił się post o tej tematyce i to sprawiło, że ja też zaczęłam się zastanawiac nad tym, co ja chcę osiągnąc jesienią. Listy są o tyle fajne, że w jakiś sposób do tego obligują. Więc (tak wiem, nie zaczyna się zdania w ten sposób ;)) oto moja lista :) :

1. Więcej się uczyc angielskiego- moja znajomośc tego języka mnie nie zadowala, dlatego chcę się rozwijac w tym kierunku.
2. Czytac więcej książek- z racji kierunku studiów (przypominam- polonistyka) ja i tak dużo czytam, ale to są lektury. Jesienią chcę wygospodarowac czas na czytanie dla przyjemności i własnej radości.
3. Regularnie skakac na skakance- uwielbiam skakankę, ponieważ kształtuje wiele partii mięśni i również można stwierdzic, że skakanie na niej jest cwiczeniem poprawiającym wydolnośc, dlatego chcę regularnie cwiczyc.
4.Uczyc się hiszpańskiego- latem odwiedzam Barcelonę i chciałabym znac chociaz kilka podstawowych zwrotów. A może nawet więcej niz kilka ;)
5.Więcej czasu poświęcic na naukę francuskiego- francuski to język, który kocham nad życie i chcialabym mówic w nim naprawdę bardzo dobrze.
6.Ograniczyc kofeinę- za to trzymajcie kciuki szczególnie mocno :)
7.Każdego dnia znaleźc chociaż kwadrans tylko dla siebie.


Jak widzicie moja lista nie jest zbyt rozbudowana, ale to dla tego, że każdy jej punkt chcę uczciwie wypełnic. Trzymajcie za mnie kciuki. A Wy- macie jakieś postanowienia na jesień?

Ściskam mocno
RudaMaruda

środa, 25 września 2013

yankee candle vs janke candle - recenzja porównawcza

   Jesień dla mnie to istny koszmar- bardzo duży wpływ na moje samopoczucie ma pogoda i... kolor nieba! Żeby jakoś przeżyć te szare, deszczowe dni umilam je sobie małymi ale jakże przyjemnymi rzeczami :) jednym ze sposobów na poprawę samopoczucia jest palenie świec zapachowych-a ostatnio wosków. Wieczór, zgaszone światło, gorąca kawa, płomienie świeczek, druga połówka i cudny zapach- jak tego nie kochać?


   Moje zamiłowanie do pięknych zapachów w domu i wiele pozytywnych recenzji skłoniło mnie do kupienia wosków yankee candle, a ponieważ natknęłam się też na podobne woski innej firmy janke candle (sugerując  się nazwą są to chyba zwyczajne podróbki) - postanowiłam spróbować obu rodzajów. Używałam kiedyś zapachowych psikaczy jednak mają niezbyt przyjazne składy, poza tym o ile przyjemniej jest w domu kiedy pali się świeczka :)


Posiadam 2 oryginalne woski i 5 tańszych zamienników (które łącznie kosztowały tyle co jeden oryginał). 

YANKEE CANDLE (a child's wish, garden sweet pea)

+
  • Piękne zapachy wydobywające się z opakowań zanim jeszcze się je zapali :) intensywne ale nie duszące. Lubię mocne zapachy dlatego myślę, że dla niektórych osób będą za intensywne-dla mnie strzał w 10 :)
  • Łatwo podzielić je na małe kawałki- kruszą się na malutkie kuleczki.
  • Długość palenia zdecydowanie mnie satysfakcjonuje :) maleńki kawałeczek pachnie ok pół godziny. Mój mały kominek nie pozwala na wrzucenie od razu dużej ilości :P
  • Wyglądają jak małe ciasteczka :)
  • Ponoć zapachy są wynikiem użycia naturalnych ekstraktów.
-
  • Woski są zafoliowane- nie da się ich ponownie zamknąć.
  • Po rozkruszeniu kuleczki są wszędzie :P 
  • Możliwe, że dla wrażliwych osób będą za intensywne.


JANKE CANDLE (watermelon, strawberry, blueberry, tropical fruits, grapefruit)
      
+
  • Ładny kształt.
  • Wiele zapachów do wyboru.
  • Niska cena
+/-
  • Na zdjęciach tego nie widać ale są dużo mniejsze od YC.
-
  • Zapachy są zarówno ładne jak i brzydkie i chemiczne- nigdy nie wiemy jaki nam się trafi. Na 5 moich ładnie pachną 2.
  • Poza naklejką z zapachem żadnych innych informacji.
  • Bardzo krótko pachną-dla mnie to jest nie do przyjęcia.Musiałabym dorzucać wosku do kominka co jakieś 7 min (w porównaniu do 30 min YC 7 min to marny wynik)
  • Pokruszyć je to wyzwanie :) ich "konsystencja" jest zbita tak jak zwykłej świeczki zapachowej.

Osobiście następnym razem kupię tylko oryginalne YC. Najchętniej kupiłabym od razu wszystkie zapachy! Nie spodziewałam się za dużo po tańszych zamiennikach dlatego moje rozczarowanie nie było zbyt wielkie. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło :) utwierdziłam się w przekonaniu, że warto zapłacić za YC te 6 zł.

Przy okazji wymyśliłam sposób jak szybko i bez wstawiania kominka do zamrażarki oczyścić go z wosku :) zwijam chusteczkę higieniczną i zanurzam ją w ciepłym wosku- wszystko się wchłania i zostaje na chusteczce a ja mam kominek od razu gotowy do ponownego użycia :)


Używacie wosków? Lubicie je?  :)


Rudzielec

poniedziałek, 23 września 2013

Samoróbki- paletka na cienie

Uwielbiam korzystać z palet, podczas gdy spora kolekcja pojedynczych cieni leży zapomniana w jakimś pudełku :P Stwierdziłam, że jedynym sposobem na ich wykorzystanie jest skomponowanie palety. Przeszukałam internet i stwierdziłam,że te gotowe paletki są zdecydowanie za drogie i zamiast wydawać pieniądze na opakowanie wolę zainwestować w zawartość :) Kupiłam więc pudełko na kredki za 5 zł i przystąpiłam do pracy :)

Tak pudełko wyglądało na samym początku



Postanowiłam okleić je srebrną folią, która była w domu więc nie poniosłam dodatkowych kosztów:)


M musiał troszkę pomóc ale efekt jest ładny :)




Kiedyś buszując po blogach natknęłam się na podobną notkę i postanowiłam wykorzystać pomysł na wydobycie cieni z pudełeczek bez ich uszkodzenia (ani jeden cień nie ucierpiał). Mianowicie pudełeczko roztapiałam nad płomieniem zwykłego podgrzewacza. 


Jeszcze w ciepły i plastyczny plastik wbijałam metalowy pilniczek do paznokci i cienie bez szwanku wychodziły :) 



Wydobyte cienie włożyłam do paletki i przykleiłam taśmą dwustronną.


Voila!



Jestem bardzo zadowolona :) koszt to 5 zł podczas gdy na allegro to ok 30 zł. Teraz wszystko jest w jednym miejscu i czeka na użycie! Jedynym minusem jest to, że cienie przyklejone są taśmą i nie można ich już pozamieniać miejscami. Nie wykorzystałam folii magnetycznej, ponieważ nie chciałam więcej płacić i nie wszystkie cienie mają metalowe spody więc i tak trzeba by użyć taśmy. Poza tym koszt jest tak mały, że jeśli będę chciała coś pozmieniać to zrobię nową :D 


Jak Wam się podoba moja tańsza wersja paletki? :)


Rudzielec



niedziela, 22 września 2013

"Dary Anioła"- moje nowe literackie odkrycie

Pamiętacie mojego posta na temat sposobów na jesienną chandrę? Jednym z nich było czytanie książek (pod ciepłym kocykiem, mając w zasięgu ręki kakao i coś słodkiego)- mam propozycję super lektury. :)

Na "Dary Anioła" trafiłam przez przypadek. Nie zdążyłam na seans filmu, na który chciałam się wybrac, więc poszłam na to- głównie z ciekawości. I przepadłam, przepadłam totalnie. Kiedy dowiedziałam się, że film powstał w oparciu o książkę, że w ogóle to jest cała saga, to z prędkością dzikiej pantery pobiegłam do księgarni. I przepadłam po raz drugi. :)

Cały cykl składa się z trzech tomów: Miasto kości, Miasto popiołów, Miasto szkła. Już same tytuły sugerują, że raczej ckliwy romansik to to nie będzie. Wątek miłosny, owszem, jest, ale daleko mu do ckliwości.

+:
1.Książki skierowane są do młodego odbiorcy, bohaterowie mają 16, 17 lat, to brak im pewnego rodzaju infantylności, który charakterystyczny jest dla sagi Zmierzch (tak, Zmierzch czytałam, lubię te książki, bo chyba każdy lubi czasem uciec w taki pudrowo-cekinowy świat). Dary Anioła są pisane bardzo ciekawym językiem. Autorka nie ucieka od złośliwego poczucia humoru, sarkazmu. Pisze językiem prostym, ale dobitnym. Równocześnie w scenach romantycznych, miłosnych (nie, nie, nie Grey to nie jest) pisze z lekkością i godną podziwu subtelnością, ale w sposób pozbawiony patosu.
2.Autorka porusza problem homoseksualizmu. Jeden z bohaterów- Alec- jest gejem i boi się do tego przyznac rodzicom. Chłopak kocha kogoś, ale nie potrafi zaangażowac się w związek z nim i byc szczęśliwym, bo boi się reakcji otoczenia. Jak rozwiązał się ten wątek? Zapraszam do lektury. Warto zwrócic uwagę na to, że w Darach anioła problem homoseksualizmu jest przedstawiony bardzo obiektywnie, bez nacechowania emocjonalnego. Patrząc na Aleca w pierwszej kolejności widzimy wybitnego Nocnego Łowcę, przyjaciela, brata, odwaznego wojownika, a to, że jest gejem dostrzegamy na końcu
Autorka nie boi się poruszac się także innych trudnych problemów- miłośc głównych bohaterów nie może ulec spełnieniu z pewnego bardzo ważnego powodu. Ona opisuje to w bardzo ciekawy sposób- przedstawia konflikt serca i rozumu. I ponownie udaje jej się uciec przed patosem.
3.Wspominane już przeze mnie poczucie humoru. Na zachętę kilka smaczków:
- Te dziewczyny gapią się na Ciebie.
- Nic dziwnego, jestem oszałamiająco atrakcyjny. 


Jeżeli chcesz, żebym rozerwał na sobie ubranie, to nie musisz robic sobie krzywdy. Pamiętaj, że miłe słówka też działają. 

Nie chciałabym, żeby ten miły wieczorny spacer przerwała moja nagła śmierc. (nie martwcie sie o moje zdrowie psychiczne, musicie poznac te słowa w kontekście :))

4. Postac Jasa- po prostu. Bohater jest wielowymiarowy, złożony. Pod płaszczykiem złośliwości, sarkazmu, nawet pewnej arogancji kryje się bardzo kruche i wrażliwe wnętrze. Przeczytacie, zrozumiecie :)
Ach, Jace... ;)

-
Nie wykryto.

+/-
Nie wykryto.


Jak widzicie książki z tego cyklu zachwyciły mnie całkowicie. Bardzo zachęcam do ich przeczytania, ponieważ jestem przekonana, że warto. A może już je znacie? Czekam na komentarze :)


Pozdrawiam ciepło.

RudaMaruda


czwartek, 19 września 2013

Gdy za oknem deszcz...

... to najlepszym rozwiązaniem jest muzyka. Moja lista przebojów (taka trochę jesienna, trochę melancholijna, a trochę optymistyczna):

http://w186.wrzuta.pl/audio/3"20xAtWbn6i/mandy_moore_-_only_hope

"Szkoła uczuc" to film, który nigdy mi się nie znudzi- tak jak ta piosenka. Delikatny głos Mandy Moore i łagodna melodia koją skołatane nerwy i wywołują takie jakieś ciepło. Też tak macie?



http://simone20.wrzuta.pl/audio/4Q8gVKbEdkr/dorota_osinska_-_dzika_roza

Dorota Osińska to odkrycie programu The voice of Poland. Jej głos to pieszczota dla uszu. Ta malutka, drobna, filigranowa kobietka jest tak utalentowana, że słuchając jej mamy dowód na istnienie Boga- tylko Bóg jest w stanie dac taki talent. :) A ta piosenka jest jak wiatr (motyw wiatru zresztą pojawia się w tym utworze)- jest lekka, ale bardzo dynamiczna. Nogi chodzą same :) Cenię ten utwór też za to, że jest o czymś, a nie jakieś umca umca. Techno- stanowcze nie, Dorota Osińska- tak, tak, tak!!!!!




http://www.youtube.com/watch?v=lJqbaGloVxg

Melodyjnie, emocjonalnie, o czymś.  Tak w największym skrócie określam piosenkę Jamesa Arthura  Impossible. Naprawdę mam słabośc do piosenek, które przedstawiają jakąś historię, a historia którą przedstawia James Arthur jest smutna, ale niezwykle piękna.



http://tomus49.wrzuta.pl/audio/aFiqyK1SFGg/edyta_bartosiewicz_-_rozbitkowie

Edyta Bartosiewicz królową jest i to nie podlega żadnej wątpliwości. O jej możliwościach wokalnych nie będę się wypowiadac, ponieważ nie jestem w stanie nic powiedziec merytorycznie, ale wszyscy wiemy, że śpiewac potrafi jak mało kto. Ta piosenka jest jej powrotem po długiej przerwie, ale wynagradza fanom czekanie na muzyczną aktywnośc Edyty. Mimo pewnej melancholii i w tekście i w melodii, to ten utwór jest przepełniony ciepłem i spokojem.




http://cez.zak.wrzuta.pl/film/1nH7n0tdrsB/natural_dread_killaz_-_uwierzyc_w_siebie

A teraz trochę słońca jesienią czyli Natural Dread Killaz. Po prostu optymizm, słońce, radośc i wakacje :)



http://misto.wrzuta.pl/audio/3foJHqd7QrH/soad_-_system_of_a_down_-_chop_suey

W mojej duszy gra rock i inne ciężkie brzmienia, więc nie mogło się obyc bez System of a Down. Dlaczego akurat ten kawałek. Bo to jeden z moich ulubionych :) A dlaczego jeden z moich ulubionych? Głównie dlatego, że jest bardzo ciekawie zbudowany i niezwykle urozmaicony. Przesłuchajcie- nie pożałujecie. Na pewno jest idealny na zimne poranki- człowiek od razu zaczyna się bardziej dynamicznie ruszac :)

A jaka jest Wasza jesienna lista przebojów? Czekam na komentarze :)
RM







sobota, 14 września 2013

Jesienna chandra- jak sobie z nią radzic?

Zazwyczaj lubię jesień. Szczególnie okres wrześniowo-październikowy. Zazwyczaj w tym okresie jest pięknie- brązowo-złoto, słońce wciąż delikatnie przypieka. Najogólniej rzecz ujmując zazwyczaj jest to piękny czas. Jednak w tym roku coś nie trybi. Pogoda nas nie rozpieszcza. Przynajmniej w świętokrzyskim. Taka szarówka i deszcze sprawiają, że ogarnia mnie melancholia, chandra. Ale z tym walczę ;) Zapraszam na mój ranking sposobów na radzenie sobie z jesienną chandrą :

1.Czekolada- i to pod każdą postacią.
2.Muzyka- zarówno delikatna Dorota Osińska, klimatyczna Edyta Bartosiewicz, energetyczne SOAD, mocne AC/DC jak i pełne słońca Natural Dread Killaz.
3.Szalony manicur w optymistycznych kolorach- co powiecie na kropki?
4.Film- uwielbiam musicale. One zawsze poprawiają mi humor. Polecam "Mama mia!". Niezawodne jest "Dirty Dancing"- sama nie wiem ile razy widziałam ten film. :) Też go lubicie?
5.Kolorowy makijaż- odrobina pomarańczowego cienia lub zielona kreska na powiece i człowiek od razu lepiej się czuje. Zawsze dobrym rozwiązaniem są kolorowe usta . Co powiecie na róż?
6. Spotkanie z przyjaciółką- najlepiej na gorącą czekoladę z bitą śmietaną (Monika, czytasz tego posta? :))
7. Książka- gdy za oknem pada jedynym czego chcę od życia, to połozyc się pod ciepłym kocem z dobrą książką (obecnie zaczytuję się w sadze "Dary Anioła").
8.Kakao.


A jako puentę podam słowa znanego mi filozofa :) - "Najlepszy sposób na jesienną depresję? Proste przyjemności :)"


A Wy? Jak sobie radzicie z jesienną chandrą?

Czekam na komentarze :)
RM

wtorek, 10 września 2013

"Mimozami jesień się zaczyna..." Czyli październik,październik...

Kochane!:)
Dzisiejszy post będzie krótki, bo o charakterze informacyjnym. Obie z Rudzielcem studiujemy, a każde wakacje, nawet te studenckie kiedyś się kończą. No i właśnie, nie ma co się kłócic z kalendarzem, październik powoli nadchodzi. Dla nas obu wiąże się to z powrotem do miast, w których studiujemy i w roku akademickim mieszkamy. Jak same dobrze wiecie jest to przedsięwzięcie czasochłonne (chociażby spakowanie się) i dośc męczące. W związku z tym obie będziemy miały ograniczone możliwości czasowe. Ta sytuacja przeciągnie się na cały rok akademicki. Nie, nie zamierzamy zawieszac, ani tym bardziej zamykac bloga. Nie! Ourgingerworld.blogspot.com jest dla nas zbyt ważny :) Po prostu wszystkie nasze cykle (na razie jest to : "Kobiety, które inspirują") będą ukazywały się we wtorki, a nie przez caly tydzien. Czyli każda inspirująca kobieta dostanie w sumie trzy tygodnie czasu u nas na blogu. Już teraz otwierajcie kalendarze i przy wtorku notujcie : "Wtorek z inspirującymi kobietami" ;)

Pozdrawiam :)
 RM

"Jobs"- recenzja. Jak Ruda Maruda nie zgadza się z opiniami większości :)

W tytule posta szumnie i dumnie pyszni się słowo "recenzja", ale jak wiecie, ja recenzji pisac nie znoszę, dlatego przedstawię Wam moją opinię na temat filmu, uciekając od sztywnych ram tej formy literackiej.

Zacznę od tego, że moje zainteresowanie elektroniką ogranicza się do kwestii użytkowych. Gadżeciarą nie byłam i nigdy nie będę, ale lubię wiedziec jak funkcjonuje to, czym się posługuje. Dlatego też na"Jobsie" nie pojawiłam się z racji tego, że jestem fanką Apple czy samego S.Jobsa, tylko z czystej ciekawości.
Z racji tego, że krytycy bardzo chwalą ten film, to spodziewałam się wielkiego wow, że mnie normalnie zmiecie z fotela, a tu...

+
1.Charakteryzacja- charakteryzatorzy naprawdę wykonali dobrą robotę. Co prawda to jest bardziej działka Rudzielca niż moja, ale muszę przyznac, że byłam pod dużym wrażeniem. Kiedy na koniec filmu zestawiono aktorów ze zdjęciami realnych postaci, które odtwarzali, podobieństwo było uderzające.
2. Muzyka- ale to już jest moje subiektywne odczucie. Mam słabośc do Boba Dylana.
3.Scenografia- zestawienie skromnego garażu z wielkim gmachem bogatej firmy robi wrażenie.

+/-
1.Kreacja Ashtona Kutchera- wiem, wiem. Wszyscy go chwalą. Że się nauczył chodzic jak Jobs, że przeszedł na tę samą dietę. WIEM! Ale mnie on nie rusza. Kompletnie mnie nie przekonał. Cały czas miałam wrażenie, że był obok postaci. I przez to ja nie moglam "wejśc" w film, mimo że bardzo się starałam.

-
1.Kompozycja- bardzo rwana, brak ciągłości czasowej;
2.Zakończenie- jak dla mnie film został urwany, zakończenie było źle skonstruowane. Taka jest moja opinia.




No to już wiecie co ja uważam na temat tego filmu. Najogólniej rzecz ujmując nie żałuję, że go obejrzełam, ale szczerze mówiąc po dośc entuzjastycznych reakcjach krytyków spodziewałam się może nie wow, ale czegoś więcej. Nie mogę stwierdzic, że polecam ten film, ale uważam, że warto go zobaczyc, żeby wyrobic sobie własną opinię.


Czekam na Was. Komentujcie :)
Pozdrawiam
RM

sobota, 7 września 2013

Pierwsze internetowe oszustwo

Jakiś czas temu pochwaliłam Wam się kupnem tuszu Chanel...



Niestety zostałam oszukana. Podobno był to prezent a ponieważ dziewczyna miała taki sam chciała go sprzedać. Kartonowe pudełeczko jest ładne jak nowe, tak samo sama maskara. Niestety po otworzeniu okazało się, że w środku jest jeden wielki glut, który po nałożeniu na rzęsy ciągnie się niemiłosiernie. Tworzą się pajęcze nóżki ale powykręcane w różne strony... Wygląda brzydko i nieestetycznie. Użyłam go tylko jeden raz, ponieważ nie wiem co zostało dodane do środka i czy mi to nie zaszkodzi. Zdjęcia nie mam, ponieważ wystraszyłam się nieznaną zawartością i szybko wszystko zmyłam.

Zaryzykowałam i ryzyko się nie opłaciło. Mój pierwszy nieudany zakup internetowy. Z reguły w internecie kupuję tylko ze znanych źródeł ale cena mnie niestety zachęciła do zaryzykowania. Pierwszy i ostatni raz.

Jak to u Was bywa z tymi internetowymi zakupami?


Rudzielec

piątek, 6 września 2013

Dieta 3d chili- efekty po 2 tygodniach :)

Dziś efekty (bez zdjęć)  po 2 tyg na diecie 3d chili. Dlaczego tylko 2 tyg? Dieta wymaga przygotowywania 5 posiłków na co chwilowo po prostu nie miałam czasu ale nic straconego- po powrocie z Norwegii zaczynam od nowa!

 Zacznę od tego, że jestem z niej niezwykle zadowolona :) To dla mnie objawienie i szansa. Odchudzałam się już setki razy- raz z dużymi efektami, raz z minimalnymi ale zawsze z efektem jojo... Byłam poddenerwowana, głodna i nieszczęśliwa. Tutaj sprawa ma się zupełnie inaczej :) nie byłam głodna- wręcz przeciwnie, często nie dojadałam posiłków :) produkty w 98% kupimy w każdym osiedlowym sklepiku dzięki czemu nie miałam wymówek, że nie mogłam czegoś kupić więc zjadłam batona :P Dodatkowo produkty nie są drogie- tak samo jak koszt kupna samej diety. Posiłki są łatwe w przygotowaniu i pyszne (obiadki niebo w gębie). Czułam się zdrowo, lekko, miałam więcej energii i opuściła mnie ciągła ochota na podjadanie. Problem miałam jedynie ze zjedzeniem np pomidorów z ziołami prowansalskimi czy marchewki z imbirem- ale znalazłam na to sposób :) jadłam wszystko osobno czyli najpierw przyprawę popijałam wodą a potem z przyjemnością jadłam resztę :) Dodatkowym plusem jest to, że jeśli wiemy, że czegoś nie przełkniemy- możemy to wymienić na coś innego. Ja stosowałam się ściśle do jadłospisu pomijając jeden kawałek szarlotki zamiast kolacji :P i oduczyłam się wszystko tak mocno solić :) skończyłam dietę prawie 3 tyg temu a waga stoi w miejscu :) jak dotąd żadnego efektu jojo. Aktywność fizyczna- tutaj bywało różnie, ponieważ odnowiły się moje problemy z nerwem kulszowym. Postawiłam na rower bo tylko po nim dobrze się czułam. I woda! Piłam jej 2-3 litry każdego dnia.

No ale czas pochwalić się wynikami :)
Na wadze w przeciągu 2 tyg ubyło mi pawie 4 kg :) A w cm wygląda to tak: szyja -1,5cm , ramię -1,5cm , pod biustem -4cm , brzuch -1cm , talia -4cm , biodra -4,5cm , udo -2,5cm , kolano -3cm , łydka -1,5cm , kostka -1cm , w sumie -24,5 cm :)


Uważam, że po 2 tyg takie efekty to doskonały wynik :) dieta bezpieczna i przyjemna! Kupienie jej było jedną z najlepszych decyzji jakie ostatnio podjęłam :) uwierzyłam, że mogę schudnąć!

Rudzielec

czwartek, 5 września 2013

"Kobiety, które inspirują"- "Tańczę, walczę i nie odpuszczam", czyli Krystyna Mazurówna

Krystyna Mazurówna to niewątpliwie legenda polskiego tańca- odważyła się odejśc od sztywnych reguł tańca klasycznego, żeby odnaleźc nowe rozwiązania ruchowe. Była jasno świecącą gwiazdą epoki swingu- czyli lat 60. Partnerowała wybitnemu tancerzowi i choreografowi- Witoldowi Grucy.

Od zawsze szokująca, ekscentryczna i niepokorna. Żyjąc w trudnych politycznie czasach nigdy nie bała się walczyc z systemem. Zawsze mówi to co chce. Dlatego ją podziwiam. Ma ostry język i nie boi się go używac. Dla niej nie ma tematów tabu. Potrafi rozmawiac o aborcji, homoseksualizmie. Dla mnie, Polki dzisiejszej Polski (wiem, że ta figura stylistyczna jest dośc toporna, ale wyraża wszystko co chcę powiedziec i dzięki niej nie muszę wchodzic na tematy polityczne) to ważne, ponieważ Mazurówna pokazuje, że się da.

Tańczyła na największych polskich scenach swoich czasów- w Teatrze Wielkim i Operetce Warszawskiej. Serca Polaków podbiła w duecie z Gerardem Wilkiem, ale Paryżan powoli i sama. W stolicy Francji założyła własną formację taneczną- Ballet Mazurowna. Tańczyła z Josephine Baker, była solistką Casino de Paris. Jednak jej pobyt we Francji nie był pasmem samych sukcesów tanecznych. Musiała także pokazac, że jest prawdziwą kobietą pracującą- była szatniarką, bileterką, kierownikiem budowy.

Dzisiaj pani Krystyna jest już w wieku emerytalnym, ale nadal czerpie z życia pełnymi garściami. Wciąż jest wielobarwnym kolibrem w polskiej szarzyźnie.

Dlaczego Mazurówna jest bohaterką cyklu "Kobiety, które inspirują" ? Bo inspiruje :) Przynajmniej mnie. Muszę Wam się do czegoś  przyznac. Całe życie chciano mnie reformowac, każdy chciał coś we mnie zmienic. Zaczynając od wyglądu (fryzura, Dziadziuś, pozdrawiam Cię serdecznie :)) kończąc nawet po styl pisania (Dziękuję za to, że wyszło wypracowanie z kluczem, ja przeżywałam męki, ale na przykład K. będzie od tego wolna). Ale te reformy nigdy nie wychodziły. W końcu Pani Profesor od języka polskiego stwierdziła "Baśka, ty jesteś niereformowalna i to w sobie pielęgnuj"/. No i pielęgnuję. Odwagę do bycia sobą dała mi Mama, a dzisiaj z zachwytem patrzę na Krystynę Mazurównę. Właśnie dlatego zdecydowałam się umieścic ją w tym cyklu- bo pokazuje, że można i trzeba byc sobą, a najgorsze, co można zrobic, to utracic indywidualnośc.


*********************************************************************************
Kochane moje!
Tak wiem, na fb ogłosiłam, że notka wczoraj, a jest dzisiaj. Widzicie- czasem nie jestem w stanie zapanowac nad obsuwami czasowymi. Obiecuję, że to się nigdy nie powtórzy :) Dzisiejszy post o Mazurównie jest stosunkowo krótki. Dlaczego? Bo o niej mogłabym pisac i mówic godzinami, a nie chcę tworzyc powieści na jej temat :) Jeżeli jednak zainteresował Was życiorys tej tancerki, to zapraszam do dwóch książek: autobiografii "Burzliwe życie tancerki" oraz do książki autorstwa Mazurówny "Moje noce z mężczyznami"- na pewno nie pożałujecie :)
Co myślicie na temat Mazurówny? Czekam na Wasze komentarze :)



*
Byłam wczoraj w kinie na filmie "Jobs", chcecie abym napisała jego recenzję? :)


Pozdrawiam na rudo :)
RM