czwartek, 15 sierpnia 2013

Jak zrobiłam się duuuuuuuuuuuuużo mniejsza.

Jako dziecko byłam bardzo szczupła. Nawet trochę za szczupła. To połowy 4 klasy szkoły podstawowej ważyłam 25 kg, a jak na dziecko w tym wieku byłam dośc wysoka. Kiedy weszłam w okres dojrzewania, nadal nie byłam gruba. Wiadomo, sylwetka się zaokrąglała, ale nadal byłam dośc smukła. W II klasie gimnazjum sprawa się rypła. Ze względu na źle dobrane leki (my, alergicy nie mamy lekko) zaczęłam tyc. I to bardzo. No ale cóż. Life is brutal. Przyszło liceum, a ja byłam okrąglutka jak gruszeczka (tak, wszystko szło w biodra), mimo że nie mam skłonności do tycia. Wyrwałam się spod jarzma leków, które panowały nad moim apetytem. Zaczęłam walczyc. Pierwszą moją dietą była dieta Duncana. Szczerze mówiąc schudłam, schudłam na stałe, ale tylko 4 kg. Ale nie byłam w stanie dłużej wytrzymac na takiej ilości białka. Wielu rzeczy mi brakowało. Przełom nastąpił kiedy poszłam na studia. Co się zmieniło w mojej diecie i stylu życia? Wypiszę w punktach (nie mówię, że wszystko to co robiłam jest dobre i zdrowe)--------------> z góry uprzedzam, nie byłam na żadnej diecie. Naprawdę!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Przyszło samo :)
1. Ignorowałam komunikację miejską. Kompletnie i całkowicie. Na uczelnię mam 20 minut (teraz będę miała pół godziny), a z natury chodzę bardzo szybko. 20 minut+20 minut= 40 minut szybkiego marszu codziennie (!). To dobre rozwiązanie- aktywnośc fizyczna mimochodem.
2.Z racji tego, że mam kłopoty z kręgosłupem, wykonuję odpowiednie cwiczenia rehabilitacyjne. Stwierdziłam, że zwiększę repertuar wysiłku fizycznego (oczywiście cwiczenia są dobrane pod mój problem). Ponadto skaczę na skakance.
3. Kiedy zaczęłam studiowac, byłam daleko od obiadów Babci. Moja Babcia gotuje przecudnie, ale żadnej babci nie można wytłumaczyc, że nie jest się głodnym- same najlepiej wiecie. To też dobrze zrobiło mojej sylwetce.
4. Woda mineralna czyni cuda. Oszukuje żołądek jak nic. Czasem kiedy jestem na uczelni, nie mam czasu jeśc obiadu, a wieczorem naprawdę nie umiem się do niego przekonac. Wypełniałam żołądek wodą (lub czymkolwiek innym do picia. Staram się unikac słodkich napojów, ale pepsi nie jestem sobie w stanie odmówic) i nie czułam się głodna. Mój żołądek się kurczył, więc do tej pory mam mniejsze potrzeby jeżeli chodzi o jedzenie.
5. Nigdy nie zapominam o śniadaniu. Nigdy, nigdy, ale to nigdy. Podkreślam to po stokroc. Ale śniadanie nie może byc byle jakie. Pochodzę z Włoszczowy, miasta słynącego z mleczarni, dlatego zawsze, kiedy po pobycie w domu, wracam do Kielc, mam mleczarskie zapasy (Dziadziusiu, Ty dbasz o mnie jak o nikt inny). Twarożek, który jest produktem białkowym jest bardzo dobrym rozwiązaniem na śniadanie. Po pierwsze białko, a po drugie daje poczucie sytości na długo. Nie boję się białego chleba, nie odsądzam go od czci i wiary, ale pieczywo ciemne, razowe, jak dla mnie jest po prostu smaczniejsze.
6. Drugie śniadanie jest niezwykle istotne (Przyznam Wam się do jednego grzechu. Raz zdarzyło mi się, że od godziny 6.30 do godziny 18 nie zjadłam nic. Nic zupełnie. Ale ja po prostu zapomniałam. Zawsze mam dużo na głowie- studiuję, pracuję, udzielam się charytatywnie, udzielam korepetycji- i wtedy miałam niezwykle zabiegany dzień. Kiedy wróciłam do domu zorientowałam się, że oprócz śniadania nic nie miałam w ustach. Byłam bliska omdlenia. Nie polecam. Na szczęście to był jednorazowy incydent. Teraz jestem mądrzejsza. Zawsze coś przekąszę między zajęciami). Bardzo często są to owoce. Uwielbiam banany. Nie umiem sobie ich odmówic. Oczywiście nie jest tak, że obiadam się nimi bez umiaru. Grunt to zdrowy rozsądek. A banany cenię za smak i za to ile posiadają magnezu, a dla mnie, nerwusa, jest to bardzo ważne. W skład mojego drugiego śniadania wchodzą również (najczęściej, bo to różnie bywa, skład jest zmienny, nie mam stałego menu): wafle ryżowe (przysmak w mojej grupie na uczelni), różne sałatki (albo kupne, albo własnej produkcji, uwielbiam sałatki na rukoli lub liściach botwinki).
7.Obiad. Oooo, tu muszę się przyznac, że bywało różnie, kwadratowo i podłużnie. Jak ktoś mi kiedyś powie, że studia humanistyczne są lekkie i proste, to mu łeb urwę. Oznajmiam to publicznie ;p W tym roku akademickim bywało tak, że siedziałam na uczelni od 8 do 18 nie mając czasu na to, aby gdzieś wyjśc, żeby zjeśc coś ciepłego. Same wiecie jak to jest. Ale- pod wpływem nacisków ze strony otoczenia, które z lekkim przerażeniem patrzyło na to jak szybko znikam (pozdrawiam M,A, A; M, czytasz?), - zaczęłam jakoś trochę intensywniej walczyc o ciepły posiłek. Dużo też zależało od zawartości portfela. Bo jeżeli ona była przyjemniejsza dla oka, to razem z wymienionym otoczeniem lądowałam w jakiś niedużych przyjemnych knajpkach, a jeżeli zawartośc nie pozwalała na nic innego, to musiałam się zadowolic panini (ale brałam rozsądne wypełnienia- pastę ze świeżym szpinakiem i fetą, pieczoną pierś kurczaka, warzywka), makaronem w sosie pomidorowym (blisko mojej uczelni jest bar, który ma w ofercie makarony w bardzo przystępnych cenach, a ponadto zniżki dla studentów), czasem - lub częściej niż czasem- nawet Mac'iem. Ale spokojnie. Niech Wam się ciśnienie nie podnosi. Ja nienawidzę hamburgerów i wszystkich pochodnych. Po prostu nie jestem w stanie ich zjesc. Amen. Będąc w macu zawsze decyduję się na 2 for U  i wybieram snac wrapa (tortila, warzywka, kurczak) z frytkami (które kocham nad życie miłością szczerą, wierną i prawdziwą, ale obecnie, kiedy są wakacje, przyrządzam sobie domową wersję z młodych ziemniaków, z ziołami, a do tego serwuję dip z jogurtu naturalnego- mniam). Czyli wybieram mniejsze zło. Chyba. Jednak, kiedy są wakacje, weekend, lub kiedy najzwyczajniej w świecie mam trochę więcej czasu, to szaleję w kuchni. Rissotto ze szpinakiem (co prawda, jakbym jakiemuś Włochowi pokazałabym tę moją wariację na temat i nazwałabym ją risottem, to wziąłby i zawału dostał; ale chyba jest smaczne. Rudzielcowi smakowało, a moja siostra uwielbia), różnego rodzaju sałatki, pierś z kurczaka na niezliczoną liczbę sposobów, krem z pomidorów, krem z cebuli, krem z marchwi, krem z brokułów, chłodnik, ziemniaki z gzikiem, różne wariacje na temat ryb. Kocham gotowac :)
8.Słodycze. Piekielnie drażliwy temat. Moje źle dobrane leki, kiedy panowały nad moim apetytem, sprawiały, że miałam ogromną chęc na słodkie. I niestety sobie nie odmawiałam. No i szło w biodra. Teraz też sobie nie odmawiam słodyczy. Ale mam dużo mniejszy apetyt na nie. A jak to się stało? Kiedy zaczęłam studiowac i razem z moją siostrą zamieszkałyśmy same i same byłyśmy odpowiedzialne za zakupy, to zrozumiałyśmy, że słodycze nie są najważniejszym punktem na ich liście. Nie gromadziłyśmy słodkości (a w naszym rodzinnym domu zawsze jest zapasik, ponieważ tata jest słodyczożercą). Zrozumiałam, że apetyt na słodycze rodzi się głównie w głowie. Rzadko jest rzeczywistą potrzebą ciała. Ok. Któraś chciała batonik, to kupowała batonik, ale 1 a nie 5. I z czasem apetyt na słodkie zaczął zanikac. Nie mówię, że teraz nie jem słodkiego, bo jem. Za Bounty czy za Kinder Bueno (szczególnie to białe), to dałabym się pokroic, ale zachowuję zdrowy rozsądek, do czego zachęcam :)
9.Aktywnośc fizyczna. Ojej. Kolejny drażliwy temat. Przyznaję się bez bicia. Jestem łamagą. W ciągu dwóch lat lewą nogę miałam skręconą 10 razy . Dzisiaj ta liczba wzrosła do czternastu. Więc same widzicie. Liczby mówią same za siebie. Z tym jeszcze nikt nie wygrał. Ponadto nie mam uzdolnień sportowych. W liceum razem z Rudzielcem chciałyśmy założyc własną drużynę siatkówki (pamiętasz? :D). Tak zwana siatkówka artystyczna ;p. Po prostu ustalam inny typ sportu. Jak na wuefie zaliczaliśmy dwutakt, to pani wuefistka (pani Olu, pozdrawiam :)) musiała mi napisac, którą nogę mam lewą a którą prawą. Same widzicie- antytalent sportowy. Ale za to szachy lubię. :) Pisałam już o marszach- ale to nie jest jedyna forma aktywności sportowej, którą uprawiam. Tak jak już mówiłam- cwiczenia na kręgosłup. Wrociłam także do skakanki, którą ubostwiałam jako dziecko. Skakanie dobrze kształtuje nogi, a ja na punkcie swoich zawsze miałam kompleksy. Dzisiaj już je powoli akceptuję (M, nie krzycz na mnie).  Ponadto skaczę na piłce do skakania.
10. Ostre przyprawy. To bardzo ważny element mojej kuchni. Na szczęście moja siostra też lubi pikantne potrawy. A ostre przyprawy przyśpieszają metabolizm. Więc się samo kręci :)
11. Kawa, jestem kawomaniaczką. Udało mi się nawet przekonac M do kawy, a z nikim mi się kawy nie pije jak z A ( z obiema A.). Kawa jest ważnym elementem mojej egzystencji ;) A ona też przyspiesza metabolizm (ale o tym dowiedziałam się od M.- coś Cię dzisiaj często wspominam ;p).

W tak największym skrócie to byłoby tyle. Same widzicie- żadna dieta. Zmiana trybu życia i nawyków żywieniowych.
A to kilka rad ode mnie.
1. Aktywnośc fizyczna jest bardzo ważna. Ale aktywnośc fizyczna może byc mimochodem. Jak?
a) zrezygnuj z windy- chodź schodami;
b)wysiądź przystanek wcześniej
c) nie wymiguj się od sprzątania- to też jest bardzo dobry fitness
Znajdź taką odmianę aktywności fizycznej, która będzie Ci sprawiac frajdę- to ma byc przyjemnośc, nie możesz się zmuszac.
2.Nie uciekaj od słodyczy. One też są potrzebne. Nic tak nie leczy chandry jak czekolada- przecież wiecie, co ja Wam będę tłumaczyc :) Tylko zachowaj zdrowy rozsądek. A! Mam jeszcze jedną radę. Kupuj sobie przysmak, coś co po prostu uwielbiasz. Nie rzucisz się przecież na swoją ulubioną słodycz/. Będziesz się nią delektowac i jeśc z uwagą. Zjesz mniej, a będziesz miała więcej radości :)
3.Naucz się pic wodę. To ważne.
4.Nie waż się- obserwuj jak ubrania robią się na ciebie zbyt duże.
5.Nie zapominaj o śniadaniu. Nigdy!!!!!
6. Drugie śniadanie też jest bardzo ważne
A przede wszystkim:
ZACHOWAJ ZDROWY ROZSĄDEK !
Bez tego nie ma nic.
:)


Jak obiecałam, tak zrobiłam post stworzyłam. Jak widzicie nie odchudzałam się, nie korzystałam z żadnej diety- zmieniłam po prostu nawyki żywieniowe. W moim przypadku pewnie jakąś rolę odegrało to, że mam szybki metabolizm, ale zdrowy rozsądek i nowe nawyki odegrały główną rolę w moim sukcesie. Pewnie zrobiłam wiele błędów, ale no cóż "nie popełnia błędów tylko ten, kto nic nie robi". :)
Macie do mnie jakieś pytania w związku z tym postem? Może zainteresowało Was coś związanego z moimi kulinarnymi doświadczeniami? Czekam na komentarze :) Pozdrawiam serdecznie :)
RM

4 komentarze:

  1. Dobrnęłam do końca :) I chyba też zacznę bardziej przyprawiać potrawy, skoro to działa :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Działa, działa- szczególnie pieprz cayene ma stwierdzone działanie w tym zakresie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. I gratuluję dobrnięcia do końca:) Bo wyszła z tego dłuuuuuga opowieśc :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Niesamowicie łatwo i przyjemnie mi się czytało-widać humanistka do kości + talent :) DZIĘKUJĘ!! za przypomnienie mi o skakance, zaraz biegnę do schowka poszukać starej trenerki :D

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz jest dla mnie bardzo cenny- zostaw ślad i podziel się ze mną swoją opinią i spostrzeżeniami :)